Harry fik o domu
[dzieje po wojnie][nie ma nic niekanonicznego, wiec raczej kanon][bez ograniczeń]
One shot, romans? (W każdym razie nikt nikogo nie morduje)
Słońce
powoli chyliło się ku zachodowi. Niebem przelatywał uciekający przed zimą klucz
gęsi. Liście opadłe z drzew barwiły
trawnik na wesołe kolory. Pewnemu mężczyźnie nie było jednak do śmiechu.
Najwyraźniej cała ta pogodna okolica drwiła sobie z niego i jego różdżki.
Harry
Potter zmarszczył brwi i przyjrzał się krytycznie swemu dziełu. Zmagał się z
nim już kilka dni, a wciąż nie było widać piorunujących efektów. Przez cały
czas miał wrażenie, że dom bawi się z
nim w grę którą w myślach nazywał „Nie wyremontujesz mnie, nie ma szans!”.
Już miał machnąć różdżką po
raz kolejny, jednak w ostatniej chwili się zawahał. Może teraz da sobie spokój
z domem i popracuje nad ogrodem? Harry odwrócił się i kątem oka zauważył
świetlny refleks na szybach na piętrze domu. Przez chwilę miał wrażenie, że
stary budynek śmiał się z niego.
-Wcale nie daję za wygraną! –
zawołał Harry jego kierunku.
Ogród okazał się niewiele lepszy od domu. Wszędzie
gdzie tylko Harry sięgał wzrokiem widać było opadłe liście, splątane rośliny i
bujne krzaki. Gdzieś za ogromnymi drzewami stała mała szopa, którą Harry
postanowił przerobić na schowek na miotły. Teraz patrzył tylko ze
zrezygnowaniem na otaczającą go zieleń. Po chwili westchnął i podniósł różdżkę.
Pomimo tego, że był czarodziejem przywrócenie
ogrodu do stanu używalności zajęło mu znacznie więcej czasu niż się spodziewał.
Dopiero po kilku godzinach pracy chwasty i duże gałęzie zniknęły, a opadłe
liście zostały zgromadzone na trzech dużych stosach. Tylko przyszła szopa na
miotły pozostała w nienaruszonym stanie, jednak tylko dlatego, że zaczął
zapadać zmrok. Harry ostatni raz obejrzał swoje działo i powoli ruszył ścieżką
w kierunku domu.
Dobry humor opuścił go gdy tylko ujrzał fasadę. Nie
pozostawił na niej ani śladu po swojej pracy. Hmm… nie jednak coś się zmieniło.
Deski może były odrobinę mniej wypaczone niż jeszcze dziś rano. Na twarzy
Harry’ego pojawił się nieznaczny uśmiech. Zaraz potem jednak mina mu rzedła. Na
piętrze w oknie po prawej stronie parapet był nieco dłuższy niż po lewej.
Musiał pomylić zaklęcia. Że też zawsze musiał coś pokręcić. Dawno już
przestałby się męczyć z tym budynkiem. Ale Ginny…
To ona zdecydowała o kupnie domu. Akurat tego domu. Długo już szukali
nieruchomości, zawsze jednak coś było nie do końca tak, jak to sobie
wyobrażali. Raz dom był za mały, raz ogród. W innych przypadkach dom był
idealny, lecz ogrodu nie było w ogóle. Ostatni dom który oglądali znajdował się
w pobliskim miasteczku. Był całkiem dużo, ogród też miał odpowiednią wysokość,
jednak Harry stwierdził, że za bardzo przypomina mu Privet Drive.
Zmęczeni przedłużającymi się
poszukiwaniami postanowili przespacerować się po okolicy i zastanowić się co
dalej. Ginny nie potrzebowała dużo czasu aby zakochać się w przepięknych
krajobrazach, które rozciągały się we wszystkich kierunkach. Widząc jej szeroko
otwarte oczy Harry zaczął po raz kolejny myśleć nad kupnem oglądanej niedawno
posiadłości. Właśnie wtedy Ginny zauważyła dom. Ten dom. W niczym nie przypominał domu marzeń Harry’ego. Jeszcze
nie wtedy. Ale z czymś jednak mu się kojarzył. Był ogromny, z wielkim ogrodem,
ale nieco zaniedbany. Cały z drewna, z dużą werandą na przedzie. Deski, z
których był wykonany były lekko nadgryzione zębem czasu i sczerniałe. Już z
daleka rzucała się w oczy tabliczka z napisem „na sprzedaż”. Przyglądali mu się bardzo długo, jakby nie
mogąc odejść. Gdy Harry zerknął na Ginny z niepokojem zauważył, że na jej czole
pojawiła się zmarszczka, oznaczająca, że nad czymś intensywnie myśli. Wtedy
uświadomił sobie, że już jest przegrany. Oczywiście walczył, a raczej próbował
walczyć. Tłumaczył, prosił, potem nawet błagał. Straszył ogromem pracy, którą
trzeba będzie wykonać. Jednak w końcu dał się znów zaciągnąć pod „ten dom” jak
zaczął go nazywać. Nie zmienił się ani trochę. Wciąż ten sam, stary,
zaniedbany. A jednak zupełnie inny. Teraz był także chciany. Ginny zerknęła na
Harry’ego z uśmiechem. W jej oczach tańczyły wesołe iskierki. Harry pamiętał je
jeszcze z czasów swoich odwiedzin w Norze. Nora… Po raz kolejny zerknął na dom
i właśnie wtedy uświadomił sobie co mu
on przypominał. To było takie oczywiste! Pomimo swego zniszczenia i starości
budynek miał bardzo przyjazną atmosferę, którą Harry pamiętał właśnie z Nory.
Wtedy przestał patrzeć na dom z niechęcią. Stwierdził, że bardzo chce aby jego
własne dzieci czuły się w swoim domu właśnie tak jak on czuł się dawniej w
Norze.
Teraz stał przed budynkiem i nie żałował ani trochę
jego zakupu. Dzięki staraniom obojga udało im się sprawić, że naprawdę zaczął
nieco przypominać Norę. Harry miał tylko problem z fasadą, która za nic w
świecie nie chciała się poddać jego zaklęciom. Zanim wszedł do środka przez
chwilę zastanawiał się jeszcze nad tym co powinien teraz zrobić.
Po chwili drzwi na werandę
otworzyły się i ze środka domu wyszła Ginny z kubkiem gorącej herbaty w ręku.
Uśmiechnęła się na jego widok i stanęła obok niego przyglądając się uważnie
przedniej ścianie.
- Nie wygląda to za dobrze
prawda? – zagadnął ją Harry – Parapet po prawej jest dłuższy i deski są nieco
poskręcane. Chyba jutro poproszę o pomoc Hermionę.
Ginny uśmiechnęła się do niego
szeroko i wręczyła mu kubek z herbatą.
-Żartujesz sobie chyba. Jest
naprawdę piękny.
Harry objął ją w pasie. Ostatnie
zagubione promyki słońca znów rzuciły światło na szyby domu. Tym razem
wyglądało to tak jakby budynek do nich mrugnął. „Zaufaj mi” – powiedział.
–„Będziesz tu szczęśliwy.”
Harry mu uwierzył.
♥♦♣♠