sobota, 1 lutego 2014

Hp One shot



Harry fik o domu
[dzieje po wojnie][nie ma nic niekanonicznego, wiec raczej kanon][bez ograniczeń]

One shot, romans? (W każdym razie nikt nikogo nie morduje)

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Niebem przelatywał uciekający przed zimą klucz gęsi.  Liście opadłe z drzew barwiły trawnik na wesołe kolory. Pewnemu mężczyźnie nie było jednak do śmiechu. Najwyraźniej cała ta pogodna okolica drwiła sobie z niego i jego różdżki.
Harry Potter zmarszczył brwi i przyjrzał się krytycznie swemu dziełu. Zmagał się z nim już kilka dni, a wciąż nie było widać piorunujących efektów. Przez cały czas miał wrażenie, że dom  bawi się z nim w grę którą w myślach nazywał „Nie wyremontujesz mnie, nie ma szans!”.
Już miał machnąć różdżką po raz kolejny, jednak w ostatniej chwili się zawahał. Może teraz da sobie spokój z domem i popracuje nad ogrodem? Harry odwrócił się i kątem oka zauważył świetlny refleks na szybach na piętrze domu. Przez chwilę miał wrażenie, że stary budynek śmiał się z niego.
-Wcale nie daję za wygraną! – zawołał Harry jego kierunku.
                Ogród okazał się niewiele lepszy od domu. Wszędzie gdzie tylko Harry sięgał wzrokiem widać było opadłe liście, splątane rośliny i bujne krzaki. Gdzieś za ogromnymi drzewami stała mała szopa, którą Harry postanowił przerobić na schowek na miotły. Teraz patrzył tylko ze zrezygnowaniem na otaczającą go zieleń. Po chwili westchnął i podniósł różdżkę.
 Pomimo tego, że był czarodziejem przywrócenie ogrodu do stanu używalności zajęło mu znacznie więcej czasu niż się spodziewał. Dopiero po kilku godzinach pracy chwasty i duże gałęzie zniknęły, a opadłe liście zostały zgromadzone na trzech dużych stosach. Tylko przyszła szopa na miotły pozostała w nienaruszonym stanie, jednak tylko dlatego, że zaczął zapadać zmrok. Harry ostatni raz obejrzał swoje działo i powoli ruszył ścieżką w kierunku domu.
                Dobry humor opuścił go gdy tylko ujrzał fasadę. Nie pozostawił na niej ani śladu po swojej pracy. Hmm… nie jednak coś się zmieniło. Deski może były odrobinę mniej wypaczone niż jeszcze dziś rano. Na twarzy Harry’ego pojawił się nieznaczny uśmiech. Zaraz potem jednak mina mu rzedła. Na piętrze w oknie po prawej stronie parapet był nieco dłuższy niż po lewej. Musiał pomylić zaklęcia. Że też zawsze musiał coś pokręcić. Dawno już przestałby się męczyć z tym budynkiem. Ale Ginny…
                To ona zdecydowała o kupnie domu. Akurat tego domu. Długo już szukali nieruchomości, zawsze jednak coś było nie do końca tak, jak to sobie wyobrażali. Raz dom był za mały, raz ogród. W innych przypadkach dom był idealny, lecz ogrodu nie było w ogóle. Ostatni dom który oglądali znajdował się w pobliskim miasteczku. Był całkiem dużo, ogród też miał odpowiednią wysokość, jednak Harry stwierdził, że za bardzo przypomina mu Privet Drive.
Zmęczeni przedłużającymi się poszukiwaniami postanowili przespacerować się po okolicy i zastanowić się co dalej. Ginny nie potrzebowała dużo czasu aby zakochać się w przepięknych krajobrazach, które rozciągały się we wszystkich kierunkach. Widząc jej szeroko otwarte oczy Harry zaczął po raz kolejny myśleć nad kupnem oglądanej niedawno posiadłości. Właśnie wtedy Ginny zauważyła dom. Ten dom. W niczym nie przypominał domu marzeń Harry’ego. Jeszcze nie wtedy. Ale z czymś jednak mu się kojarzył. Był ogromny, z wielkim ogrodem, ale nieco zaniedbany. Cały z drewna, z dużą werandą na przedzie. Deski, z których był wykonany były lekko nadgryzione zębem czasu i sczerniałe. Już z daleka rzucała się w oczy tabliczka z napisem „na sprzedaż”.  Przyglądali mu się bardzo długo, jakby nie mogąc odejść. Gdy Harry zerknął na Ginny z niepokojem zauważył, że na jej czole pojawiła się zmarszczka, oznaczająca, że nad czymś intensywnie myśli. Wtedy uświadomił sobie, że już jest przegrany. Oczywiście walczył, a raczej próbował walczyć. Tłumaczył, prosił, potem nawet błagał. Straszył ogromem pracy, którą trzeba będzie wykonać. Jednak w końcu dał się znów zaciągnąć pod „ten dom” jak zaczął go nazywać. Nie zmienił się ani trochę. Wciąż ten sam, stary, zaniedbany. A jednak zupełnie inny. Teraz był także chciany. Ginny zerknęła na Harry’ego z uśmiechem. W jej oczach tańczyły wesołe iskierki. Harry pamiętał je jeszcze z czasów swoich odwiedzin w Norze. Nora… Po raz kolejny zerknął na dom i  właśnie wtedy uświadomił sobie co mu on przypominał. To było takie oczywiste! Pomimo swego zniszczenia i starości budynek miał bardzo przyjazną atmosferę, którą Harry pamiętał właśnie z Nory. Wtedy przestał patrzeć na dom z niechęcią. Stwierdził, że bardzo chce aby jego własne dzieci czuły się w swoim domu właśnie tak jak on czuł się dawniej w Norze.   
                Teraz stał przed budynkiem i nie żałował ani trochę jego zakupu. Dzięki staraniom obojga udało im się sprawić, że naprawdę zaczął nieco przypominać Norę. Harry miał tylko problem z fasadą, która za nic w świecie nie chciała się poddać jego zaklęciom. Zanim wszedł do środka przez chwilę zastanawiał się jeszcze nad tym co powinien teraz zrobić.
Po chwili drzwi na werandę otworzyły się i ze środka domu wyszła Ginny z kubkiem gorącej herbaty w ręku. Uśmiechnęła się na jego widok i stanęła obok niego przyglądając się uważnie przedniej ścianie.  
- Nie wygląda to za dobrze prawda? – zagadnął ją Harry – Parapet po prawej jest dłuższy i deski są nieco poskręcane. Chyba jutro poproszę o pomoc Hermionę.
Ginny uśmiechnęła się do niego szeroko i wręczyła mu kubek z herbatą.
-Żartujesz sobie chyba. Jest naprawdę piękny.
Harry objął ją w pasie. Ostatnie zagubione promyki słońca znów rzuciły światło na szyby domu. Tym razem wyglądało to tak jakby budynek do nich mrugnął. „Zaufaj mi” – powiedział. –„Będziesz tu szczęśliwy.”
                Harry mu uwierzył.             

           ♥♦♣♠






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz ma znaczenie. Zostawiając swoją opinię doceniasz moją pracę. Konstruktywnej krytyce mówię zdecydowane TAK. Dziękuję!

szablon wykonany przez TYLER